„Wiem co jem i wiem co kupuję” – taki tytuł nosił program
telewizyjny, emitowany w jednej ze stacji komercyjnych w Polsce. Ów program był
poświęcony głównie promowaniu zdrowych nawyków żywieniowych oraz podejmowaniu
mądrych i przemyślanych decyzji podczas zakupów w sklepie spożywczym.
Zawsze starałam się zwracać uwagę na to co znajduje się na
moim talerzu i jeść zbilansowane posiłki. Jednak po tym jak zostałam mamą
zaczęłam być jeszcze bardziej wyczulona na to co podaję do jedzenia swojej
rodzinie, a zwłaszcza swojemu Synowi.
Tym samym zaczęłam analizować skład różnych produktów
spożywczych dostępnych na półkach sklepowych, szczególnie tych z przeznaczeniem
„dla dzieci” – daję to w cudzysłów, ponieważ z reguły produkty te nie zasługują
na to, aby widniał na nich ten napis. Jeśli popatrzymy na skład tych produktów
to zauważymy, że większość bazuje na cukrze, soli, a nawet substancjach
spulchniających czy wzmacniaczach smaku, nie mówiąc już o innych konserwantach.
Niestety w składzie większości produktów „dla dzieci”
głównym składnikiem jest cukier, co mogę udowodnić w bardzo prosty sposób. A
mianowicie podam Wam kilka przykładów produktów spożywczych, które są polecane
(przez producentów) w diecie malucha nawet już po 6 miesiącu jego życia.
1. Kaszka
Nestle mleczno – ryżowa 5 owoców (po 9 miesiącu) - składa się głównie z mąki ryżowej
(43,9%), mleka modyfikowanego (34,3%), cukru, maltodekstryny, jabłka (1,6%),
ananasa (0,6%), banana (0,5%), moreli (0,3%) i pomarańczy (0,3%). Produkt ten zawiera 15 g cukrów w porcji,
czyli ok. trzech łyżeczek!
2. Deserek Nestle – „Jogolino mini” (np.
morela, po 6 miesiącu) - deserek mleczno – owocowy składa się
głównie z mleka pełnego (82%), cukru, maltodekstryny i przetartych moreli
(3,5%). Produkt ten został zagęszczony skrobia modyfikowaną i pektyną.
Producent postanowił wzbogacić deser w magnez i cynk (a także w kompleks
składników mineralnych z mleka, czyli w wapń). Jedno opakowanie Jogolino (60 g) zawiera ponad łyżeczkę cukrów (6 g).
3. Herbatniczki Nestle „Miśkopty” (po 9
miesiącu) - składają się głównie z mąki pszennej
(64,3%), cukru, oleju palmowego i odtłuszczonego mleka w proszku (8,8%).
Produkt został wzbogacony w witaminy, wapń i żelazo. 100 g Miśkoptów dostarcza pięć łyżeczek cukrów (24,6 g).
4. Herbatka Bobovita o smaku owocowym - składa się głównie z dekstrozy i cukru. Dlatego cukry
stanowią, aż 94,7%! Smak herbacie nadają ekstrakty i proszki owocowe: hibiskus,
dzika róża, malina, pomarańcza, brzoskwinia. Natomiast naturalne aromaty
wzmacniają smak owocowy. SAM CUKIER i do
tego wysoka cena produktu!!!
5. „Lubisie”, ciastko biszkoptowe z
nadzieniem (np. z jabłek i owoców leśnych) - nadzienie
z jabłek i owoców leśnych składa się glównie z syropu glukozowo – fruktozowego,
zagęszczonego przecieru jabłkowego (27,4%), przecieru jeżynowego (12,6%),
przecieru jagodowego (5%), glicerolu, zagęszczonego soku z czarnego bzu
(wzmacnia barwę), pektyny i aromatu. Ciasto natomiast składa się głównie z mąki
pszennej (24,3%), jaj, syropu glukozowo – fruktozowego i cukru. Nic
specjalnego, zwykłe ciasto!!!
6. Kinder Chocolate Maxi Batonik z mlecznej czekolady z
nadzieniem mlecznym – jeden batonik (21 g) dostarcza 119 kcal,
7,4 g tłuszczu, 1,8 g białka i ponad dwie łyżeczki cukrów (11,2 g). Rodzice
lubią podawać ten smakołyk swoim dzieciom, jednak zbyt częste spożywanie takich
słodkości może źle wpłynąć na stan ich zdrowia!
7. Kinder
niespodzianka – któż nie zna tego smakołyku? Oczywiście
składa się głównie z cukrów oraz zawiera w sobie tłuszcz kakaowy, tłuszcz
roślinny i masło odwodnione.*
I co??? Dalej uważacie, że wyżej wymienione produkty są
odpowiednie dla tak małych dzieci, a zwłaszcza dla niemowląt?! Bo ja uważam,
że takie produkty nie powinny w ogóle zostać dopuszczone do sprzedaży, a jeśli
już to nie powinien chociaż widnieć na etykiecie napis „dla dzieci” lub
„produkt specjalnego przeznaczenia żywieniowego”. Bo nie zasługują one na to miano, chyba się ze mną zgodzicie…?!
Po tym wszystkim myślę, że każdemu nasuwa się tylko jedna
myśl… CZYTAJMY ETYKIETY!!! Bez
żartów, apeluję do Was Rodzice, abyście zwracali szczególną uwagę na to co
kupujecie Waszym Pociechom, bo może się okazać, że za moment Wasze Dzieci będą
miały poważne problemy żołądkowe spowodowane nadmiernym spożyciem cukru!
Powtórzę to jeszcze raz – CZYTAJMY ETYKIETY! A przekonacie
się sami jak wiele produktów (rzekomo „dla dzieci”) nie jest wartych tego, aby
je kupować!
Ktoś zapyta: „to co w takim razie kupować dzieciom do
jedzenia?”. Są dwie możliwości: albo musimy zacząć sami przyrządzać tego typu
posiłki, z tym, że potrzebujemy wtedy sprawdzonych świeżych produktów (najlepiej
z upraw ekologicznych, co nie jest proste), albo dokładnie sprawdzać skład
każdego włożonego produktu do koszyka. Jako mama dwulatka, która zna już chyba
na pamięć wszystkie etykiety dziecięcych artykułów spożywczych, mogę śmiało
polecić jedną markę – HIPP. Przeważnie
wykorzystują owoce i warzywa z upraw ekologicznych, nie dosładzają, nie ulepszają,
nie dodają konserwantów. Jedynym minusem jest cena tych produktów, zazwyczaj są
trochę droższe, niż produkty pozostałych producentów. Ale czy nie ważniejsze
jest ZDROWIE NASZYCH DZIECI?!
*Powyższa lista produktów/słodyczy dla dzieci została
przygotowana za pomocą witryny www.czytamyetykiety.pl.
I na koniec kilka ujęć niespełna rocznego Wiktorka podczas posiłku :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz